Koncert Robredo! Debliści w formie – trzech Polaków w półfinałach gry podwójnej.

Na siedem rozegranych w czwartek meczów, w czterech zagrali Polacy. Jako pierwsi na korty wyszli debliści. Karol Drzewiecki i Kacper Żuk w nieco ponad 51 minut ulegli parze Ruben Gonzales/Nathaniel Lammons, rozstawionej w turnieju z numerem 2. W całym spotkaniu polscy tenisiści zdobyli tylko cztery gemy – gorzej returnowali i współpracowali na korcie. Przegrali 3:6, 1:6, ale i tak uznają występy na kortach Sopot Open za owocne.
- Po raz pierwszy zagraliśmy z Kacprem w deblu, ciężko było nam się zgrać – ocenił Karol Drzewiecki. – Szkoda, bo także mieliśmy swoje szanse. Nie graliśmy źle, ale oni bardzo dobrze returnowali i kryli siatkę. Brakowało nam może trochę szczęścia i chociaż wynik na to nie wskazuje – walczyliśmy. Dziękujemy organizatorom za dzikie karty. To ważne, bo w Polsce mamy mało turniejów i trudno jest się przebić.

Solidną formą popisali się inni Polacy – Mateusz Kowalczyk i Szymon Walków. Wygrali aż 92% piłek po pierwszym serwisie i 81% piłek po drugim podaniu! Dużo lepiej odbierali także serwisy przeciwników. Wygrali 6:2, 6:4, ani na chwilę nie tracąc przy tym kontroli nad pojedynkiem. Drużynową moc potwierdzili przy prowadzeniu 4:3 w drugim secie, gdy przy serwisie Walkówa wygrali gema do zera.
- Szymon naprawdę wzniósł się na wyżyny – ocenił partnera Mateusz Kowalczyk. – Nie mieliśmy ani chwili zwątpienia w swoją grę, dlatego tak to wyglądało. Cały czas kontrolowaliśmy ten mecz i cieszy nas taka dobra prognoza przed kolejnymi meczami. Wiemy, jak się ustawić przy siatce i kiedy przeciąć piłkę, jak wywrzeć presję na przeciwniku, więc tego wyniku nie zawdzięczamy tylko dobremu serwisowi.

Z bardzo dobrej strony pokazał się także Grzegorz Panfil, który w parze z Glebem Sakharovem pokonał w dwóch setach Franco Agamenone i Vladyslava Manafova. Polsko-francuska para wygrała 6:4, 6:4, popisując się przy tym dobrą współpracą i świetnymi wolejami. Teraz czas na ciekawe widowisko w półfinale! Po drugiej stronie siatki na ich drodze do finału, czekają już Mateusz Kowalczyk i Szymon Walków.
- Rozpoczęliśmy mecz od przełamania, bardzo dobrze returnowaliśmy i graliśmy z głębi kortu – ocenił uśmiechnięty Grzegorz Panfil. – Od początku do końca kontrolowaliśmy całe spotkanie a dodatkowo ja lubię grać w upale. Rewelacyjnie się wtedy czuję, bo często grałem i trenowałem w Ameryce Południowej.

W pozostałych czterech meczach zmierzyli się singliści. Jako pierwszy awans do ćwierćfinału zapewnił sobie Zdenek Kolar. Czech nie miał większych problemów z rozstawionym z numerem 7. Alexeyem Vatutinem z Rosji, pokonując go dwukrotnie 6:3. O jego zwycięstwie zadecydowała lepsza dyspozycja przy własnym podaniu.
Ciężkie zadanie czekało grającego z dziką kartą Daniela Michalskiego. Polak, dla którego był to debiut w challengerze, zmierzył się z o wiele bardziej doświadczonym Danielem Gimeno-Traverem. Pierwszego gema Michalski wygrał przy stanie 5:0 dla rywala, ale wtedy przełamał jego serwis. Hiszpan szybko odrobił jednak straty i wygrał 6:1. W drugim secie to ponownie Gimeno-Traver dominował na korcie i szybko przełamał podanie osiemnastolatka. Podobny przebieg miał drugi set i pomimo walki Polak przegrał ponownie 1:6. Zakończył turniej na drugiej rundzie, ale także z pierwszymi 8. punktami w światowym rankingu.
- Dla mnie sukcesem jest bycie tutaj i dostanie dzikiej karty, za co dziękuję Mariuszowi Fyrstenbergowi – powiedział Daniel Michalski. – Widać różnicę pomiędzy challengerem a futuresem. Potężną różnicę na Sopot Open robia niesamowici kibice, których jest bardzo dużo na trybunach i świetnie dopingują. Jeżeli chodzi o mecz – rywal był po prostu lepszy ode mnie. To zawsze przyjemne zagrać dla kibiców, a nie tylko rodziców albo trenerów.

Do ćwierćfinału gry pojedynczej awansował kwalifikant Maxime Janvier. Francuz pokonał Włocha Roberto Marcorę w dwóch setach: 6:1, 6:3. Janvier wygrał 68% piłek przy swoim serwisie i returnował z niemal dwukrotnie lepszą skutecznością przy pierwszym podaniu rywala. W kolejnej runddzi czeka już na niego Czech Zdenek Kolar.
Ozdobą dnia był ostatni mecz, rozegrany przy licznej i żywiołowo reagującej publiczności. Najwyżej rozstawiony w turnieju Boliwijczyk Hugo Dellien zmierzył się na korcie centralnym z najbardziej utytułowanym w Sopot Open Tommym Robredo.

W pierwszym secie doświadczenie wzięło górę – gdy przy korzystnym wyniku 5:1 Robredo przełamał podanie rywala do zera, prawie wszystko było jasne. W swoim gemie serwisowym, przy niewielkich problemach, dopełnił dzieła i wygrał seta 6:3. Drugą partię Hiszpan rozpoczął od przełamania i szybko objął prowadzenie 3:0. Wtedy Boliwijczyk udowodnił, dlaczego aktualnie w rankingu ATP zajmuje 100. miejsce. Wygrał wszystkie kolejne gemy, popisując się przy tym dobrą grą przy siatce i mocnymi uderzeniami, a przy piłce setowej zaserwował asa! W decydującej partii emocje i brawa były jeszcze większe. W kluczowym momencie Robredo przełamał serwis Delliena na 5:3 i po ponad dwugodzinnej walce wygrał 6:2, 3:6, 6:3.
- Jestem zmęczony, ale szczęśliwy – ocenił Tommy Robredo. – Na początku grałem dobrze, ale potem to Hugo był znacznie lepszy. Czułem wsparcie fanów i mam nadzieję, że zostaną tu do ostatniego dnia.
Na piątek zaplanowano pięć spotkań, ale na kortach nie zobaczymy Polaków. W meczu dnia, który rozpocznie się nie wcześniej niż o godzinie 17:00, Tommy Robredo zagra z Danielem Gimeno Traverem.
Międzynarodowy Turniej Tenisowy Sopot Open trwa do 5 sierpnia.
Bilety obowiązują tylko na sobotnie półfinały i niedzielne finały.
Zakup biletów na www.sopotopen.abilet.pl